Przychodzi przed czasem. Swobodny, szczery. Swój. Niedawno porzucił blok i zamieszkał na warszawskich Włochach. „Nie jestem typem faceta, który marzył o domu, ale żona już mnie naginała”, mówi ojciec nastolatków: Marysi i Jasia. Tylko on potrafi zaśpiewać „I love you” tak, że brzmi bardziej polsko niż niejedno „kocham cię”. Gdyby nie on, nie byłoby T.Love, a bez T.Love polska muzyka byłaby jak plac zabaw bez huśtawki, jak nocny bez piwa, jak mężczyzna, który nigdy nie był chłopcem. Jakaś taka mniej szczęśliwa. PS Pierwszym menedżerem grupy była Wioletta Skawińska, obecna wiceprezes "Zwierciadła"
Jasna Góra
Pocztówka z Częstochowy. Jasna Góra symbolizuje miasto, bo z jednej strony jest częścią starej Częstochowy, a z drugiej wizytówką turystyczną. Jaki ja mam stosunek do tego? Lubię to miejsce, od dzieciaka je pamiętam i jako mały Zygmuś tu przychodziłem.
To jest taki miks kultu religijnego, kiczu, biznesu (też religijnego) z czymś, co się tam naprawdę w sercu tli. Ja lubię pójść do kościoła na przykład.
Lubię tu poprzebywać. Pochodzić wokół tych straganów. Samo w sobie to miejsce jest świątynią, kontrastuje i miksuje się ze straganami, które stoją obok i są takim jakby no..., czymś niesamowitym! Bo było tu zawsze. Nawet za komuny.
Czasami dochodziło do powstawania dzieł całkiem już absurdalnych. Na jednym obrazku, pamiętam, były trzy głowy: Papieża, Wałęsy i Matki Boskiej. Że niby taka metafora. Mnie to inspiruje socjologicznie. Nie śmieję się z pielgrzymów, rozumiem ten odjazd, tego stajla. Nie mogę tak jednak wejść na poważnie w ich psychikę. Często jak w szkole mieliśmy lekcje, to z okien widzieliśmy, jak alejami szły pielgrzymki. To tak bardzo kontrastowało. Wyobraź sobie: siedzisz na lekcji matematyki, a tam za oknem księżulo przygrywa na gitarce.
Jest dużo do zwiedzania na Jasnej Górze. Biblioteka poważna, skarbiec, trochę historii nie tylko Częstochowy, ale też Polski. Jeżeli pytasz mnie o uczucia, to są zdecydowanie pozytywne, tylko patrzę na to wszystko tak też z przymrużeniem oka.
Mam sentyment, bo obok jest szpital, w którym mama wypuściła mnie na świat. Piękny park jest, Staszica, w którym strasznie ptaki srają. Pamiętam, że jak chodziłem z narzeczoną na spacery w klasie maturalnej, to mieliśmy taką swoją ławeczkę. Robiło się miło, następowało jakieś tam migdalenie się. A te ptaki właśnie wtedy często mnie zasrywały. Spory kontrast był między sytuacją bardzo intymną i tym ptasim sraniem.
IV LO Miałem dobrą szkolną traumę. Liceum Sienkiewicza jest jednym z najstarszych ogólniaków w mieście. Powstało pod koniec XIX wieku, czyli jeszcze w czasach, kiedy Częstochowa była w zaborze rosyjskim. To szkoła z tradycjami. I tak jest chyba do dziś. Tam tak naprawdę rozpoczęła się cała historia zespołu.
Dyrektor nazywał się Antoni Kwieciński i był facetem, owszem, konserwatywnym, ale przez to fajnym, bo uczył bardzo dobrze historii. Stary AK-owiec, jako jedyny z dyrektorów częstochowskich nie należał do PZPR.
Krótko mówiąc, Kwieciński był takim profesorem, który nie opieprzał się, mówił o Katyniu, wejściu Rosjan na ziemie polskie, o rzeczach, o których się wtedy nie mówiło. A był konserwatywny o tyle, że trzymał tradycje tych granatowych mundurków. Chłopaki w granatowych marynarkach, a dziewczyny: biała bluzeczka i granatowa spódniczka, co wywoływało u nich dużo sprzeciwu, bo nie mogły pokazać żadnych swoich walorów. Miało to jednak swoje dobre strony, bo jak się szło na imprezę, to te dziewczyny, wyglądające tak megaskromnie w szkole, pokazywały swoje drugie oblicze. Teraz jak patrzę na tę dowolność ubierania się w szkole, to mimo że nie jestem fanem Giertycha, z sentymentem wspominam granatowe mundurki. Ten mój sentyment zawarłem w piosence „IV LO”, to jest ten „granatowy sen”, o którym śpiewam. Nie miałem żadnych psychopatycznych nauczycieli. Polonistę miałem bardzo dobrego, Kucharskiego Mariana śp. Dzięki niemu, myślę, w Warszawie mi się udało na polonistykę zdać bez problemu. (…)