Choć patrząc na Ciebie trudne w to uwierzyć, zbliżasz się do 40. Chciałbyś cofnąć czas?
Nie. Gdy myślę o sobie sprzed lat, to widzę, że nie kiedy byłem po prostu głupi. Teraz mam więcej wiedzy, więcej rozumiem. Oczywiście każdy okres ma swoje plusy i minusy. Jak miałem 20 lat, to był czad, jak jazda bez trzymanki na rowerze, bez oglądania się za siebie. Koło trzydziestki pojawiły się dzieci, zacząłem żyć z muzyki. Teraz przyszedł czas refleksji. Odpowiada mi mój obecny stan ducha.
A jaki on jest?
Znacznie spokojniejszy niż kilka lat temu. Dużo myślę o rzeczach ostatecznych, na przykład o śmierci.
Umarł ktoś Ci szczególnie bliski?
4 lata temu w wypadku samochodowym zginął mój najlepszy przyjaciel Jacek Wudecki. Znaliśmy się jeszcze ze szkoły. Razem tworzyliśmy zespół - on był perkusistą. Potem mieliśmy inne pomysły na życie. On zajął się biznesem, był dyrektorem w jakiejś dużej firmie. Bardzo przeżyłem jego śmierć. Zdarzało mi się wcześniej bywać na pogrzebach, ale to był pierwszy taki mocny strzał.
Stąd powrót do wiary?
To nie tak. Nigdy nie byłem steistą. Wychowywałem się w rodzinie katolickiej, przyjąłem wszystkie sakramenty. Jednak do kościoła nie chodziłem, bo wydawało mi się, że to głupie. Potem zacząłem prowadzić rock n rollowy tryb życia. Całkowity luz. Nigdy nie byłem degeneratem, ale miałem zawirowania. W końcu zaczęło być źle. W rodzinie już zaczęło mi się sypać. I wtedy zadzwonił jakiś ksiądz, żeby zaprosić mnie na spotkanie z młodzieżą w kościele na ulicy Dominikańskiej w Warszawie. Zapachniało mi to trochę oazowo, ale zgodziłem się.
I jak było?
Normalnie. W sali siedział dominikanin i młodzież - punkowcy, rastamani, hiphopowcy. Ten zakonnik, dał mi potem swoją książkę. Zacząłem ją czytać i zacząłem do niego dzwonić. Zaprzyjaźniliśmy się. Zacząłem też chodzić do kościoła. A po roku znajomości wyspowiadałem się. Sam tego chciałem.
Wiara Ci pomaga?
Jak się nabierze dystansu do siebie i pokory, to łatwo jest odnaleźć się w tym świecie. Nie chciałem też, żeby to, co mówię, sprawiało wrażenie, że robię teraz z siebie jakiegoś świętego. Daleko mi do tego.
Jesteś bogaty?
Żyję z muzyki. Mogę robić to, co chcę robić i to, co lubię. Żona nie musi pracować. Prowadzimy normalne życie. Bez ekstrawagancji, ale też bez stresów. Mieszkamy w bloku, ale to dlatego, że ja lubię mieszkać w blokach. W domku na przedmieściu chyba bym zwariował. Mamy wszystko czego nam potrzeba. I wystarczy, bo inaczej zaczęłaby mną rządzić kasa.
I dlatego nie bierzesz udziału w reklamach?
To fakt, że ani ja, ani T.Love nie sprzedaliśmy się reklamie, choć były różne propozycje. Nigdy nie ma w tym nic złego, ale głupio bym się czuł, gdybym, w ten sposób miał zarabiać. Oczywiście, gdybym na przykład potrzebował pieniędzy na operację kogoś mi bliskiego, to nie zastanawiałbym się. W takiej sytuacji nie miałbym skrupułów.
Nowa płyta T.Love ma tytuł "Model 01". Co to za model?
Po prostu ziemniak.
Czyli kartofel, pyra?
Właśnie to wdzięczne warzywo, które można spożywać pod różnymi postaciami - jako papkę albo z procentami w płynie. Ziemniak występuje też na scenie, w mediach, w elitach. To symboliczny ziemniak. Mamy nowe tysiąclecie, a sytuacja paranoidalna. Zażarła się granica między fikcją a rzeczywistością. Media dyktują jak żyć. To właśnie media stworzyły model kobiety pięknej, szczupłej, wspaniałe radzącej sobie w pracy i do tego rewelacyjnej kochanki. Co to jest nie sterowanie psychiką? Już dziś są kobiety, które żyją według ustalonego z góry planu: "do trzydziestki się pobawię, potem wyjdę za mąż..."
Może takie rzeczy przyszły?
Może, ale to nie znaczy, że wszyscy mamy się zamienić w produkty.
Masz dwoje dzieci. Te czasy to być może ich przyszłość. Co chciałbyś im przekazać?
Żeby były dobrymi ludźmi i żeby mogły co rano spoglądać w lustro bez wstydu. Żeby potrafiły odróżnić uczciwość od nieuczciwości.