Nigdy nie myślałem, że będę z tego żył...

o szkole, studiach i nowej płycie z Muńkiem Staszczykiem liderem zespołu T.Love.

Cogito: To nie będzie taka typowa rozmowa tylko o muzyce, ale o muzyce i szkole. Zacznijmy od początku. Czy kiedy byłeś uczniem myślałeś, że będziesz robił akurat to co robisz?

Historia z muzyką zaczęła się jeszcze w podstawówce. Ojciec kupił mi magnetofon "GRUNDIG". Ponieważ życie skupiało się na podwórku, to dość szybko tam moje "akcje" wzrosły, bo zacząłem się orientować w muzyce. Kupowanie gazet, wycinki ze "Świata Młodych", słuchanie czegoś takiego jak zespoły węgierskie, ale docierały już wtedy do mnie Slade i Suzie Quatro. Marzenie, żeby zrobić coś samemu, zaczęło się później. Usłyszałem pierwsze punkowe kapele. Towarzyszyły temu tradycyjne artykuły w polskiej prasie. Że mają kolczyki w uszach, rzygają ketchupem i nie umieją grać. Wtedy pomyślałem, że może rzeczywiście nie trzeba umieć grać. W Sopocie w 80. roku był Festiwal Pop-Session i tam zobaczyłem pierwszy raz na koncercie "Kryzys". Wyszli na scenę kolesie w moim prawie wieku, no, może nieco starsi, nie za bardzo umieli grać, ale był to czad. Nigdy nie myślałem, że będę z tego żył, ale właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Wcześniej były marzenia: naśladowanie gitarzysty z rakietką od badmintona przed lustrem, poza tym z moim kolegą z podstawówki, pierwszym perkusistą T.Love niejakim Słoniem (teraz głównym księgowym Coca Coli) mieliśmy swoje zespoły. Tak w głowie. Kompletna fikcja. Rysowaliśmy okładki swoich płyt. Takie chłopięce sprawy. Fajnie, że się spełniło. Mogę za to podziękować opatrzności.

Cogito: Jak wspominasz swoją szkołę średnią i nauczycieli? Czy mieli jakiś wpływ na wybór twego kierunku studiów. W swoich utworach często wspominasz szkołę, np. "To wychowanie", "IV LO".

Wbrew pozorom i w przeciwieństwie do innych, którzy szkołę wspominają jako horror, to ja wspominam ją dobrze. To moje IV liceum to najstarsze w mieście, z tradycjami narodowowyzwoleńczymi, 1905 rok, te sprawy. Było to liceum mieszane, ale panowały w nim dość tradycyjne zwyczaje - mundurki. Dyrektor - stary akowiec - bardzo tego przestrzegał. Panny miały jakieś frustracje z tego powodu, ale było to fajne, bo na prywatkach prezentowały się zupełnie inaczej. Z tą piosenką "IV LO" to teraz nie za bardzo czuję się związany. Gramy ją, bo to fajny kawałek, ale mam trzydzieści parę lat i to tak głupio brzmi... Ten utwór powstał przecież tuż po maturze. Jeżeli chodzi o wpływ na mój światopogląd, to oprócz muzyki punk było dwóch facetów. Dyrektor-historyk -teraz go nie ma w tej szkole - który był na tamie czasy ewenementem. Jedyny nie był w partii. Tłumaczył nam historie tak wprost, zwłaszcza II-gą wojnę światową. Ja nie byłem dobry z historii, ale XX wiek dość dobrze dzięki niemu zapamiętałem. Ciekawie opowiadał. I wspominam jeszcze polonistę - Mańka Kucharskiego - on już nie żyje. Wybitny polonista. Zaszczepił mi coś takiego, że bez problemów mi poszła matura i egzamin na studia. Polonista chyba najlepszy w szkole.

Cogito: A jak było na studiach. Wspominałeś, że strasznie długo. 9 lat..

No, wiesz, studia to jest taka rzecz, że niezależnie od tego jaki masz klimat w chacie, to jak masz 19 łat powinieneś się z niej wyrwać. Ja to zrobiłem, ale przez lata rodzice mi wiele pomagali. Przez całe studia byłem między dwoma środowiskami. Z jednej strony kapela i granie - może nie tak jak teraz, że płyty i radio - ale raczej tak garażowo. Dlatego przedmioty kierunkowe starałem się jakoś tam zdawać, a reszta to olewka. Kapela była dla mnie ważniejsza. Wydział wspominam miło. Ja spadałem, ale im młodsze towarzystwo, to wspominam ciekawiej. Ludzie z mojego roku to był rocznik po strajkach 1981, więc były takie klimaty kto jest czerwony, kto żółty, a ja nie chciałem się do tego mieszać, mimo iż jakoś tam sympatyzowałem z "Solidarnością". Najciekawsze osoby wylądowały na tym samym seminarium magisterskim co ja, czyli u profesora Sulimy. Wydział był fajny. Trudno było wylecieć, chociaż ja wyleciałem na rok. Dobrze, że w czasie studiów miałem odskocznię - jak mnie zmęczyła sytuacja to szedłem do "Hybryd", gdzie graliśmy wtedy próby i spędzałem czas z zupełnie innymi ludźmi. A jak znużyła mnie sytuacja rockowa to z kolei wracałem do spraw szkolnych. Było o.k. jeśli się to miksowało. Po 8 i pół roku wreszcie skończyłem. Uważam, że jak się coś zaczęło, to trzeba skończyć. Tyle czasu stracić. Niby pod koniec żyłem już z muzyki, ale postanowiłem studia skończyć. Intelektualnie, wydaje ml się jednak, że więcej dał mi ogólniak. Człowiek jest wtedy bardziej chłonny. W IV-tej klasie miałem chyba więcej W głowie. Na pewno miałbym teraz kłopoty ze zdaniem egzaminu na polonistykę. Gdybym tak szedł z mety. Idziemy dzisiaj. Na studiach na pewno czytałem też mniej niż w ogólniaku.

Cogito: Czy wybór kierunku studiów wpłynął jakoś na twoją poezję?Wielu twierdzi, że poeta, prozaik nie powinni studiować polonistyki, bo patrzą wtedy na tekst jak na zbiór przecinków, rzeczowników, przydawek itp.

Miałem paru swoich ulubionych poetów, którzy jeszcze w ogólniaku mi się podobali. Broniewski, Tuwim - raczej jestem tradycyjny. Nic z tych rzeczy nie wpłynęło jednak na moje teksty w T.Love. Jeśli u mnie jest jakaś inspiracja to to, co widzę za oknem.

Cogito: Czy uważasz, że studia jakoś pomogły ci w karierze rockowca? Co byś powiedział młodzieży, która chciałaby dojść do czegoś na rynku muzycznym i uważa, że nie musi w tym celu kończyć szkół? Czy nie sądzisz, że powinno być tak, że ma się jakiś zawód, coś bardziej konkretnego, a oprócz tego gra się w kapeli? Czas przecież płynie. Roger Taylor z Queen jest dentystą, Kuba Sienkiewicz z Elektrycznych Gitar - chirurgiem, ty skończyłeś polonistykę.

Wszystko zależy. Dla mnie rock n roll to jest moje trzecie dziecko. Mój sposób na życie i wiem, że będę to robił. Nie tak jakoś koniunkturalnie, ale dlatego, że to wciąga. Poza tym to jest coś co lubię i czuję. Miałem przerwę siedem miesięcy, bo byłem za granicą, myślałem wtedy, że można bez tego żyć, ale nie. Studia na pewno pomagają w jakimś tam ogólnym obyciu. Na pewno było mi łatwiej udzielić pierwszego wywiadu do radia czy gazety, bo kamera to jednak zawsze stres, bo to telewizja, ale było mi łatwiej jeśli idzie o sklecenie kilku zdań. Znam jednak masę ludzi, którzy nie studiowali i są o.k. To zależy od osoby. Ale chyba fajnie mieć jakieś zaplecze. Dzisiaj jednak nie zawsze pytają o papiery. Pytam znajomych, którzy pracują w radio "Zet", czy jakim tam innym, i nie wszyscy mają studia. Ja nie mam takiego stosunku do ludzi, mimo iż studia skończyłem, że oceniam ich przez ten sam pryzmat. O! Ten nie studiował, ale debil. Tak to nigdy. Uważam jednak, że studia nie zaszkodzą. Warto spróbować zdać chociaż ten egzamin wstępny. To nic nie kosztuje.

Cogito: Wracając do szkoły średniej, ale i do muzyki. Pewnego ranka, jakiś czas temu, spotkałam w autobusie Jarka Polaka - perkusistę z T.Love, który powiedział mi, że właśnie jedzie na koncert do Częstochowy, do IV LO i spodziewa się, że będzie to niesamowite przeżycie. Jak to jest, gdy się gra w swojej szkole? Jak reaguje młodzież, gdy śpiewasz "IV LO granatowy sen..."?

W Częstochowie, z tego względu, że zespół stamtąd pochodzi, mamy jakąś taką pozycję kultową. Koncert był miły, ale zbyt dużo pieniędzy nie zebraliśmy, a to był koncert charytatywny. Dla mnie fajne było to, że, mimo iż tylko ja jestem ze szkołą związany, to reszta zespołu to zrozumiała. Fajne było też to, że mogę szkole jakoś pomóc, bo teraz ma kłopoty. Poza tym, wiesz, grać na tej sali, w której się pisało maturę, to niezły odjazd. My zaczynaliśmy od grania po szkołach, bo tam jest fajna atmosfera i teraz chętnie jeszcze pograłbym np. w szkołach w Warszawie.

Cogito: Czy myślałeś o tym, że tę piosenkę odbierają jako swoją także uczniowie IV LO z innych miast?

Spokojnie. To jest wiadome. Dużo ludzi, zwłaszcza młodszych, myśli, że jestem stąd. W każdym mieście jest jakieś IV liceum.

Cogito: A teraz z innej beczki. Co skłoniło was do nagrania ostatnio materiału koncertowego. Akurat teraz.

Muniek: Powodów było kilka. Nasze ostatnie płyty były złagodniałe - chcieliśmy coś ostrzejszego. Janek Benedek odchodził, wiec chcieliśmy nagrać koncert jeszcze w tym składzie, tym bardziej, że mieliśmy dużo koncertów i chcieliśmy pokazać, że na koncertach jest mniej łagodnie. Poza tym chcieliśmy, by był jakiś pomost pomiędzy tym, co było z Jankiem, a tym co teraz. Wreszcie trzeba było nagrać płytę koncertową. Nagraliśmy wprawdzie 10 lat temu, ale byt mały nakład i wszystko trzeszczące. Więcej na pewno nie nagramy, bo z reguły nie nagrywa się więcej niż jedną, chyba że zespół istnieje 50 lat.

Cogito: A czemu w utworze "Nabrani" w wersji koncertowej zmieniłeś tekst? Czemu jest "Kombi Skawińska fajna ferajna"?

Skawiński wziął tekst bardzo poważnie i wylewał jakieś żale. Podszedłem więc do niego przy okazji i mówię: "Jest ci przykro, to chciałem cię przeprosić" i poszliśmy się napić. Obiecałem mu wtedy, że na płycie koncertowej zmienimy na "fajna ferajna" i spytałem czy będzie o.k. On taki smutny misiu. Nikt się nie obraził, tylko on. Ma taki poważny stosunek do siebie i swojej muzyki. Po co mam mu krzywdę robić, jeśli on się zasmucił i dołował, że jest miły, a ja mu tak. Ja to lubię ludzi z poczuciem humoru i dystansem do siebie. A on pretensje...

Cogito: Tak jak ludzie mają pretensje o "pieprzony Żoliborz".

A tego to ja już w ogóle nie rozumiem. Pytają: "Jak to pieprzony"? A ja im na to, że pieprzony znaczy ekstra, tyle samo co kochany, i oni tego nie rozumieją. Tyle razy musiałem to tłumaczyć. Ostatnio w "Monetti" (knajpa na Żoliborzu - przyp.) jakiś facet do mnie zabiję cię!, a ja nie myślałem, że to wzbudzi takie emocje. Nie miałem przecież nic złego na myśli, bo czuję się związany z tą dzielnicą i nie chciałbym się stąd wyprowadzać.

Cogito: Jakie plany na przyszłość?

Nagrywamy płytę. Będzie się nazywała "Prymityw". Taka korzenna muzyka. Punk lat 70-tych. Clash, Ramones. Teksty krótkie, chuligańskie. Mniej opowieści. Jest czerwiec. Mamy już 10 kawałków. We wrześniu wchodzimy do studia. Płyta wychodzi w listopadzie. Całe wakacje będziemy grali. W lipcu mamy pojechać do Stanów, skąd wróciły teraz Elektryczne Gitary.

Cogito: Zapytam jeszcze o współpracę z innymi kapelami.

Trudno o tym mówić. Jesteśmy w jednej agencji z "Kultem" i lubimy się. Ale generalnie bywa różnie. Teraz była taka historia. Znajoma Jarka Polaka powiedziała nam, że ma namiar na Japonię. Nie wiadomo czy i co z tego wyjdzie, ale daliśmy materiał. Dowiedziała się o tym menadżerka jednej z warszawskich kapel i zaczęły się podchody. Walka o kontrakt, adres. W ogóle od wielu lat z wieloma zespołami się przyjaźnię, ale w gruncie rzeczy jestem kameralny. Coś ci powiem. Nie przepadam za takimi spędami. Gramy Jarocin, bo to fajna sprawa. Wojna z trzema schodami, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy - też gramy, ale wolę grać w małych klubach. Bo to ma niepowtarzalny klimat.

Cogito: Czy chciałbyś coś na koniec powiedzieć swoim fanom?

Muniek: Napisz: "I love you".

Rozmawiała: Małgorzata Karolina Piekarska.

 

 

Ta strona używa ciasteczek (cookies). Dowiedz się więcejRozumiem