Kontakt z absolutem - Tylko Rock, grudzień

Muniek Staszczyk ma na sobie koszulkę z napisem Canibal Corpse, ale nie świadczy to o zmianie jego muzycznych upodobań. Najwyraźniej jest zachwycony, że może nazwać punk n rollem repertuar najnowszej płyty T.Love, Prymityw. Zaraz potem wyjaśni mi, że w tym przypadku "prymityw" oznacza to samo, co "archetyp", ale przecież tak nie można było zatytułować płyty... T.Love w niektórych nowych utworach rzeczywiści brzmi bardziej surowo, sięga z nowym zapałem do rockowych korzeni, lecz - tak ogólnie biorąc - zachowuje też swój dotychczasowy styl. Może tylko znikł Stonesowski koloryt części repertuaru, a w zamian za to grupa mocniej zaczęła się kołysać w karaibskich rytmach... Muniek - tak jak wcześniej z Jankiem Benedkiem, tak teraz z Majchrzakiem - udowadnia, że T.Love to po prostu on sam, choć utwory komponują koledzy z zespołu.

Staszczyk wie swoje i tyle. Z uśmiechem mówi, że T.Love ma być po prostu zespołem z pubu i z szafy grającej, a nowa płyta nie była pomyślana jako kilka potencjalnych przebojów plus wypełniacz. Miała być równa i w miarę melodyjna. Oczywiście, Muniek nie byłby Muńkiem, gdyby nie dało się z nim porozmawiać o każdej z piosenek z osobna...
To nie jest miłość: Były próby w Remoncie i wspólnie ustaliliśmy sobie, co to znaczy "prymityw". Przecież ja wszystkiego nie zaśpiewa... Wszystko stało się to w miarę bliskie. W czerwcu zaczęliśmy próby i każdy coś przyniósł. Oczywiście było sporo odrzutów, ale od razu była muzyka i pomysły: "ten kawałek będzie o tym, a ten o tamtym...". A po powrocie z Ameryki a ciągu dwóch tygodni dmuchnąłem wszystkie teksty na płytę. Wcześniej były tylko "To nie jest miłość" i "Potrzebuję wczoraj"... "To nie jest miłość" to z jednej strony taka dada-wyliczanka, a z drugiej jakaś treść. Bo chodziło o to, że w pierwszej zwrotce są dziewczyny, w drugiej - chłopaki, a w trzeciej - miejsca, gdzie mogą coś ze sobą zrobić. Taki trawowy tekst. Chyba mogę powiedzieć, że przy tej płycie trochę nam towarzyszyły narkotyki. Nie - żeby ciężkie... Numer zrobił Polak i dzięki temu uwierzyłem w sens tego prymityw, bo okazuje się, że czasami najfajniejsze utwory wychodzą takim naturszczykom, co to nie potrafią grać na gitarze... To dla mnie esencja, prawdziwa bomba. Do tego, co przyniósł, dorobiony został tylko refren. Rzuciliśmy to na singiel, na wabia. Wydaje mi się, że najlepiej odzwierciedla nowe oblicze kapeli.

Potrzebuję wczoraj: To utwór o zejściu amfetaminowym. Miałem bilet na koncert Aerosmith w Warszawie, ale dzień wcześniej trochę przesadziłem: amfetamina jest do dupy, bo jest chemiczna, następnego dnia człowiek się źle czuje, wykańcza serce. I napisałem ten tekst siedząc w chacie. Jest czerwiec, gorąco, przeraża mnie, że mam tam iść. W końcu nie poszedłem. Wybrałem się z synem na koncert Buzu Squat na Agrykolę, bo mój syn bardzo ich lubi. Było dziesięć, piętnaście osób i tam odpocząłem. Cały dzień był koszmarem, ale z drugiej strony to "wczoraj" było fajne, dużo się działo... Jest tam w piosence jakiś podmiot liryczny, niby dziewczyna, choć to bardziej amfetamina. Ale - jak już mówiłem - nie znam ludzi, którzy dobrze by się po tym czuli...

Chłopcy: Uważam, że płyta "Prymityw" jest bardzo miejska, taka szybka jazda, którą teraz mamy w mieście w końcu wieku. Szybkie samochody, szybkie przestępstwa, szybki seks, szybkie narkotyki. I taki klimat ma ta piosenka: dzielnica, ktoś kogoś skroił, ktoś coś komuś ukradł... Nie odpowiadam się tu ani po stronie przestępcy, ani policji. Po prostu jest to syndrom naszego czasu. Ja jestem takim gościem, że czas mnie inspiruje. Bo jednak rok 94 jest inny niż 92... A w warstwie muzycznej jest to numer Perkoza. Takie ska, dużo słuchaliśmy tej muzyki, nawet francuskich, hiszpańskich zespołów. Grają takie kokainowe ska, które mnie kręci.

Mecz: Numer Majchrzaka, zbudowany na zasadzie powtarzania riffu... Gdyby płyta opierała się na kompozycjach Perkoza i Nazimka, to byłaby tylko piosenkowa. Nie jest to wadą, ale dobrze, że Majchrzak przyniósł ten swój czołg. Mój tekst - jakby debil napisał. I o to chodzi. Rzecz o tym, że jest takie coś jak masowa rozrywka, igrzyska, mecz...

Berlin-Paryż-Londyn: Z moim przyjacielem Andrzejem Zeńczewskim pojechałem w zeszłym roku na dwutygodniowe, łobuzerskie wakacje po koncercie z T.Love w Berlinie. Dokładnie ta trasa i w zasadzie w tekście wszystko się zgadza z tym, co było (śmiech). Szybki czadowy, folkowy kawałek Perkoza. Słuchać tam The Pogues, którym jestem wielkim fanem. Ale też taki bardzo tilawowski odlot...

Kapeloland: Jedyny nie mój tekst na tej płycie, napisał to Krzysiek Grabaż-Grabowski z takiego poznańskiego zespołu Pidżama Porno. A "Glorię" w ogóle bardzo lubię, pasowała mi do tej idei tej płyty, bo też jest to prymityw. Tyle, że nie nagrałbym tego po angielsku, bo byłoby to bez sensu. No i wydaje mi się, że Grabowski bardzo trafny przekład zrobił.

T.Love, T.Love!: Koncept jest nachalny, tekst zespołowy. Pomysł rzucił Polak. Zabawne, szybkie ska, w zasadzie - polka. Jak z początku tego słuchałem w domu, to nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.

Złygmunt Staszczyk: Raczej jest to tekst z serii na luzie. Taka opowiastka jak z Gałczyńskiego o jakimś łotrzyku, chochliku. Do tego zainspirował kolega, który nam clipy robił. Kiedyś siedzimy w pubie, pijemy piwo i mówi tak: "Dlaczego nie ma utworu pod tytułem Złygmunt Staszczyk?". Wydaje mi się, że do T.Love takie rzeczy pasują.

Jaś i Marysia: To jest o tym, kiedy Marta, moja żona, była w ciąży, i mój syn, Janek, był taki niespokojny... To jest tekst o tym stanie. Był dokuczliwy dla niej - co jest normalne, szczypał ją... Teraz jest już okey. Musiał przyzwyczaić się, że już nie jest pępkiem świata... To w ogóle tekst o ludziach, o zazdrości... Jestem zadowolony z tej piosenki. Jak powiedziałem Perkozowi, że chcę napisać o swoich dzieciach, to usłyszałem: "No co ty, stary, przecież my gramy rock n roll..." A ja nie lubię takiego słodkiego pisania o dzieciach. I ta muzyka Perkoza mi pasuje, jest tam taki riff pomiędzy "Get Off Of My Cloud" a "Day Tripper" i jeszcze trochę smaczków z Nirvany, psychodeliczno-czadowych.

Brutalna niedziela: To jest story, całkiem wymyślone. Między "Hallo Szpicbródką" a filmami bardziej serio w tamtej scenerii. Inspirują mnie stare foty, przedwojenna Warszawa. Ale w ogóle jest to poważny dramat, podwójne zabójstwo. Są takie, rzeczy w życiu.

Bóg: Takie ciepłe reggae Pawła Nazimka, tekst liryczny. Jakaś tam moja próba kontaktu z Absolutem. Trudno mi o tym mówić

Nic do stracenia: Punkowy numer. Sham 69, takie klimaty. Hymnowy styl starego T.Love. Był kiedyś taki utwór "Marzyciele". I jest to też piosenka o naszych czasach, które są brutalne.

Wakacje (tylko na CD): Mnie to się kojarzy z klimatami z polskiej, tradycyjnej piosenki z lat sześćdziesiątych jak "Wakacje z blondynką". Swingująca, regowata opowieść. Rzeczywiście w lipcu, sierpniu siedziałem w Warszawie i jest tu wkurwiony facet, wracający z próby. Wakacje w mieście...

rozmawiał: WIESŁAW KRÓLIKOWSKI

 

 

Ta strona używa ciasteczek (cookies). Dowiedz się więcejRozumiem