AUTOR
-Twoja praca magisterska oceniona została na 5. Czy to prawda, że na jej podstawie powstanie książką?
- Tak. Całość ma tytuł "Historia kapeli rock n rollowej w latach osiemdziesiątych." Pierwsza część jest trochę socjologizująca, ale nie za bardzo naukowa, ponieważ mój promotor docent Roch Sulima okazał się człowiekiem na tyle wyluzowanym, że za najważniejsze uznał, aby oddać klimat i posługiwać się językiem najbardziej naturalnym. Z tej pierwszej części, która daje takie tło fal osiemdziesiątych, chyba zrezygnuję... A druga część to jest takie T.Love story: o tym jak zaczynaliśmy, różne anegdotki z balang, z cenzury, różne historie z grupą związane. Muszę to teraz przeredagować, bo praca ma ponad sto stron maszynopisu i jest trochę za sztywna, chcę to ubarwić. Oczywiście nie po to, żeby się lepiej czytało. Chcę dołączyć do tego jakieś teksty piosenek, jakieś fajne zdjęcia. Trwają więc teraz rozmowy, w jakiej to ma być formie czy albumowej czy innej, to zależy od kasy. Jeśli sa pieniądze można wydać wszystko...
UCZEŃ
- Twoi nauczyciele powiedzieli mi o tobie, że byłeś miły, cichy, skromny, zamknięty trochę w sobie, nie wychylałeś się zanadto. Co ty na to?
- No cóż... Pewnie tak było, jeśli miałem jakieś kłopoty to głównie z dziekanatem, z tymi paniami, które tam... wiesz sprawdzają indeksy. Natomiast w szkole rzeczywiście nie udzielałem się za bardzo. Żyłem właściwie w takich dwóch światach. Jeden to była muzyka i trochę innego środowisko, a drugi świat to były studia. W pewnym momencie zacząłem słać coraz bardziej obok tego drugiego świata, w związku z tym zaniedbałem sprawę, dwa razy wylatywałem z uczelni, były tam tego rodzaju historie. No i rzeczywiście, jeśli mnie takim pamiętają, to pewnie taki byłem. Nie pamiętam żadnych tam zadymiarskich akcji.
TEKŚCIARZ
- Jak wielką - twoim zdaniem - rolę gra tekst w piosence? Co jest w nim najważniejsze?
- Muzyka rockowa ma przesłanie tego typu, że powinna o czymś mówić i powinno się przy niej tańczyć. Piosenka ma bawić i dać ci jeszcze coś. Nie jakiś kaznodziejski tekst ale... najlepiej jak to jest po prostu przeżyte przez ciebie.
- Dla wielu wykonawców tekst jest tylko pretekstem do zaśpiewania melodii...
- Ja do tego podchodzę inaczej. Siedzę nad tymi tekstami, zastanawiam się nad wieloma sprawami, czuję nawet odpowiedzialność, jak je wyśpiewuję. W zasadzie śpiewam o sobie. To nie jest tak, że chciałbym ujmować rzeczywistość w ten sposób, że mam monopol na wiedzę o tym, co jest takie, a co inne. Smutne jest jednak to, że wiele kapel gra nieźle technicznie, ale nie ma nic do powiedzenia. Albo się zasłaniają angielskim, albo śpiewają pierdoły.
Komentator
- Może skomentuj obecną sytuację rocka...
- Jeśli chodzi o sprawy czysto muzyczne, rock n roll jako abecadło już się wyczerpał. To znaczy, że wszystko już zostało powiedziane licząc od Presleya przez te prawie czterdzieści lat. Ostatnią rewolucją był punk i mocniejszej akcji już chyba nie będzie, bo to musiałoby być zupełnie nihilistyczne i dekadenckie. Z punku coś przecież wynikło poza modą, na przykład sieć wytwórni niezależnych i tak dalej, ale nic nowego już chyba nikt nie wymyśli. I to jest minus całej tej sprawy: rock jako zjawisko wyrastające z etosu lat sześćdziesiątych stanowiące o buncie pokolenia już nie istnieje. Pozostał tylko sprawą rynkową.
Ale są i plusy. Można teraz jakąś fajną muzyczkę przygotować bez obciążeń spowodowanych ograniczeniami stylistycznymi. Te wszystkie kapele, które wypływają obecnie jako nowe - Living Colour, Red Hot Chili Peppers czy Jane s Addiction, tak naprawdę nowe nie są. Korzystają jednak umiejętnie z rapu, soulu, folku, Hendrixa, hardcore u, heavy metalu, ponieważ dzisiaj - wszystkie chwyty są dozwolone i można miksować ze sobą nowe najodleglejsze gatunki muzyczne i nikt się nie obraża. Plusem jest także fakt, iż techno z lat osiemdziesiątych się już chyba wyczerpało. I te wszystkie pokadełka elektroniczne, które odhumanizowały muzykę, teraz zostały zastąpione przez żywych ludzi grających na "żywych" instrumentach. Ciekawe, w którym kierunku to wszystko się pałaczy, pytanie pozostaje otwarte.
Polska natomiast jest w innej sytuacji. W latach osiemdziesiątych było zupełnie inaczej, nie chodziło tu tylko o sprawy czysto muzyczne. Związane to było z określoną sytuacją polityczną i społeczną. Ja, zespół i tacy jak my zawsze chcieliśmy się odizolować od tego, aby nie przyszywano nam różnych łatek: Kościół, opozycja, przeciw komunie, z komuną i tak dalej. Chcieliśmy być ponad to. Była to sytuacja taka jak niedawna w Rosji, że wiesz, nowość, zakazany owoc, dopieprzamy komunistom i jest fajnie... Socjologowie się tym zajmowali i to było ciekawe. Kapele nie tyle umiały grać, co działo się coś. Teraz mamy początek lat dziewięćdziesiątych, kulawe próby budowania tutaj nowego rynku muzycznego, kapele skupiają się na prowincjonalnym naśladownictwie. To prowadzi w jakiś ślepy zaułek.
Moim zdaniem należy odrzucić kompleksy. Sytuacja nomicznych. Jeśli każdy może sobie kupić za dychę kasetę dowolnej kapeli zagranicznej, zresztą nagraną piracko, a nagrania polskich kapel są droższe, to jest to jakiś nonsens.
MĄŻ
- Z tego, co wiem, nie jesteś typem artysty: wino, kobiety i śpiew. Rodzina ma dla ciebie duże znaczenie...
- Moja żona, Marta, jest osobą z zupełnie innej paczki, absolutnie nie związanej z żadnymi rockowymi sytuacjami. I to jest o tyle fajne, że ma czasami trochę inny sposób widzenia wielu spraw. Nie jest to typ żony przeżywającej sukcesy męża. To mi bardzo odpowiada, co nie znaczy oczywiście, że muzyka jest jej obojętna. Po prostu kiedy chce, to się włącza, przychodzi na jakiś koncert. Ale nigdy nie męczy mnie, żebym ją gdzieś tam zabrał...
Czuję się z nią jak z kumplem, to bardzo przyjacielskie małżeństwo. Jesteśmy ze sobą już sześć lat, dziecko się pojawiło, mamy synka - Jasia, dwuletniego. Tu w domu jest inaczej niż na zewnątrz i to pozwala mi wyjść z takiego swojego egoizmu. Ona jest osobą społeczną, a ja jestem osobą aspołeczną. Cokolwiek robię jestem cholernym egoistą, a ona, wiesz, ... dla ludzi i dla ludzi. Wiele się od niej nauczyłem. Czasem trzeba zwrócić uwagę na inne sprawy, nie tylko T.Love i to, co się z tym wiąże. Nie będę idealizował, bo tu bywają różne wielkie wojny, jak wszędzie, ale jest w porządku...
SŁUCHACZ
- Na jakiej muzyce wychowałeś się?
- Zaczęło się to wszystko w latach siedemdziesiątych. Mój kumpel z podstawówki miał brata, brat był hippisem i słuchał SBB. Powiedział mi: "SBB to taki super zespół, grają głośno i to jest rock!" Nie wiem, jak zacząłem się tym interesować, choć prawdę mówiąc SBB nie ugryzłem do dzisiaj. Kapele, których najwcześniej słuchałem... Hard rock - tak ... Deep Purple. Led Zeppelin raczej nie, byli dla mnie wówczas za mało czytelni, za dużo kombinowali. No i węgierskie sprawy Omega, Lokomotiv GT, bo to wtedy chodziło. Ponadto glam rock: Suzie Quatro, Slade, Glitfer no i przede wszystkim T.Rex, który do dziś pozostał jednym z moich ulubionych zespołów.
W 1977 roku po raz pierwszy usłyszałem Stranglersów i The Jam. I zacząłem czytać te wszystkie rzeczy o punku, o tacku bezrobotnych. I wiesz, co mnie najbardziej interesowło? Ich wygląd, agrafki, coś ostrego... Potem odrzuciłem te wszystkie hard rocki, Omegi i doszedłem do takich kolesi jak Dylan, Stonesi... Potem było reggae i dopiero na końcu taki jakby powrót: to, czym interesuję się do dzisiaj: to jest muzyka The Doors, Hendrixa, The Clash, Sex Pistols. W pewnym momencie zupełnie odjechałem na późnych Beatlesach. Bardzo lubię Iggy ego Popa, Lou Reeda I The Pogues. Zacząłem słuchać muzyki poważniej, ale dopiero uczę się, dopiero w to wchodzę. Lubię Mozarta, to hitowy facet, ja bardzo lubię hity, przeboje - oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Acha, lubię jeszcze Thin Lizzy... Z nowości kapelę Blur z Anglii. W ogóle muzyki jest tak dużo, iż trudno wszystko zapamiętać.
REFORMATOR
- Gdybyś dziś miał możliwość dokonania reformy polskiego rynku muzycznego, co byś zmienił?
- Przede wszystkim uregulowałbym sprawę praw autorskich, zreformowałbym leń cały ZAIK5, ponieważ jest to złodziejska firma. Byli rozpieszczani za komuny, ale teraz to już się musi skończyć, coś muszą zrobić muzycy. Już nawet były takie inicjatywy. Może to nie fest kwestia paragrafów tylko mentalności, mentalności wyrosłej z komunizmu. Niektórzy faceci z wytwórni płytowych nauczyli się wreszcie, iż jak wydaje się płytę, to trzeba ją odpowiednio wypromować, zrobić video clip i tak dalej, A kiedyś: "No stary, co ty, przecież kasy nie ma, a jeszcze klip? Jakie ty masz wymagania?" Teraz wiedzą, że to jest konieczne, bo to jest ich biznes.
A poza tym? Włączyłbym rock do szerokiego pojęcia kultury w Polsce. A nie tak jak ci kolesie z Ministerstwa Kultury. Oglądałem niedawno program "100 pytań do..." i słyszę jak ktoś kogoś pyta: "Co pan zrobił dla młodej muzyki rozrywkowej? I odpowiedź - "No jak to? Daliśmy na Jazz Jamboree dużą pulę, chyba to starczy?" Po prostu koleś z dwudziestolecia międzywojennego, zero kumania. Nie wiem, czy ci ludzie są na swoim miejscu. Może nadawałby się pan Tłukiewicz, szef dawnego PSJ, lub ktoś w jego rodzaju.
EPILOG i kilka pytań kontrolnych, ale przyjaznych
- Wiem, że niezręcznie jest komukolwiek radzić, ale jak myślisz, co w obecnej sytuacji powinni robić młodzi ludzie?
- Tak jak powiedział Młynarski - przede wszystkim robić swoje i nie oglądać się na nikogo, i nie ulegać idiotycznym modom i snobizmom. Ale trzeba uważać na te wszystkie rzeczy materialne, nie być zaślepionym pieniędzmi. Teraz jest taki dziki czas, pogoń za kasą, dziewiętnastomiesięczny kapitalizm, jakieś afrykańskie sytuacje. Może z tego powstanie kiedyś jakaś klasa średnia - to dobrze, bo oni kiedyś będą kupować te produkty. Ale myślę, że niedługo już potrwa taka sytuacja, bo ludzie są zmęczeni tym "hot dogiem". Będzie powrót do spraw duchowych. Ja nie mówię tutaj o sytuacjach typu ernyhora, Mickiewicz, ale trzeba wreszcie na jakieś metafizyczne rzeczy zwrócić uwagę.
- Co robisz, gdy schodzisz ze sceny, znika publiczność?
- Lubię dobrze rozumiane tak zwane towarzyskie sytuacje, sympatyczne, pozytywne balangi, gdzie mogę się wyluzować.
- Jak podsumowałbyś to, co do tej pory osiągnąłeś?
- Najbardziej zadowolony byłem z ostatniej płyty, "Pocisk Miłości", choć już teraz uważam ją za niedorabianą. Ale to chyba zdrowy objaw, T.Love traktuję jak swoje dziecko... Staram się zawsze mieć wizję kolejnej płyty, na przykład następna będzie bardziej akustyczna, choć może wyjdzie zupełnie coś innego, ale Janek Benedek, stara się tak właśnie komponować. A co do przeszłości, to mamy pewne opóźnienie. Gdybyśmy nagrywali normalnie, to wydalibyśmy już chyba z pięć płyt. Zespół powstał w 1982 roku, a pierwszą płytę nagrał w 1987, to jest chyba jakaś paranoja? Ja nie chce tu snuć kombinatorskich wspomnień, ale ciągle był jakieś problemy. Jeśli chodzi o cenzurę to nawet tego nie odczuwałem jak inni. Zawsze starałem się to cenzora zrobić w trąbę i to się udawało, nawet miło mi się gawędziło. Teraz T.Love będzie szybszy i płodniejszy, nie ma już ograniczeń. Kiedyś było fajnie, ale to było bardzo chłopięce. Teraz nasza muzyka będzie bardziej wyrafinowana z "większym smaczkiem".
rozmawiał: Krzysztof Kotowski
JANEK BENEDEK - Coś wspólnego z rock n rollem
Janek Benedek, 23 lata, kawaler, warszawiak, rockman, znany w środowisku muzyków jako fanatyk Keitha Richardsa i The Roliing Stones...
- Nie, nie fanatyk, tylko uczeń - wyjaśnia. Dla mnie The Rolling Stones to po prostu szkoła. Fascynacja Stonesami rozpoczęła się wraz z chwilą, w której zacząłem słuchać muzyki, to znaczy w dzieciństwie...
- Bardzo długo grałeś wyłącznie dla własnej przyjemnośc. Występy publiczne rozpocząłeś dopiero wtedy, gdy zacząłeś grać w grupie Tomka Lipińskiego. Jak to się stało?
- Tak, graliśmy ze znajomymi sami dla siebie, czasami na różnych przyjęciach. Tilt był moim pierwszym zespołem profesjonalnym. Poszukiwali drugiego gitarzysty, poszedłem na przesłuchania do Hybryd i przyjęto mnie do zespołu. Do tego, żeby starać się o przyjęcie do Tiltu, namawiała mnie jedna panienka:
- Dlaczego przestałeś grać w Tilcie?
- Po prostu Tilt się rozpadł, a o to, dlaczego tak się stało, trzeba się się zapytać Tomka Lipińskiego.
- Wiele skorzystałeś grając w Tilcie?
- Tilt to była dla mnie pierwsza kapela z prawdziwego zdarzenia, zresztą zawsze można się czegoś nauczyć. Dzięki grze w tym zespole złapałem kontakt ze sceną i dowiedziałem się, o co w tym wszystkim chodzi. To były moje jedyne doświadczenia, bo w dziedzinie muzyki wiele nie skorzystałem.
- Po Tilcie był T.Love...
- Byli chyba jedynymi, którzy mieli wtedy, w połowie lat osiemdziesiątych, coś wspólnego z rock n rollem, choć i tak nie był to ten prawdziwym rock n roll. Dostałem propozycję od Muńka i pomyślałem, że jest to okazja do tego, aby pokazać siebie...
- Czy trudno było przearanżować stare przeboje, zespołu?
- To stało się wszystko niepostrzeżenie, zrobiliśmy nowe wersje i Muniek je po prostu zaśpiewał. To było zupełnie jak z płytą "Pocisk miłości" - przy okazji mojego pierwszego kontaktu z profesjonalnym studiem nagraniowym mogłem zrealizować pomysły, które gromadziłem od dawna.
- Czy ciężko jest współpracować z Muńkiem?
- Z Muńkiem pracuje się ciężko, ale i tak go lubię.
- W środowisku chodzą plotki, że chcesz odejść od T.Love. Ile w tym prawdy?
- Myślę, że naturalną konsekwencją rozwoju jest robienie nowych rzeczy, zakłdanie nowych zespołów. Ale nie oznacza to, że moja współpraca z Muńkiem się kończy. W tej chwili myślę tylko o T.Love i nie zamierzam robić żadnych rozłamów. Jestem lojalnym członkiem zespołu.
- Udało ci się zmienić brzmienie i oblicze jednego z najpopularniejszych polskich zespołów, jesteś chyba jedynym w Polsce, który potrafi tak znakomicie zagrać "pod" Keitha Richardsa. Czy w związku z tym nie próbowała cię podkupić jakaś kapela? I czy zaproszono cię do zagrania partii gitarowej na cudzej płycie?
- Nie. Skończyło się tylko na gratulacjach. Mój styl jest tak charakterystyczny, że mógłbym komuś coś zepsuć.
- Czy masz już pomysł na nową płytę T.Love?
- Mam nowe kompozycje i myślę, że jedna z nich znajdzie się na płycie skladankowej, którą Muniek ma zamiar wypuścić. Planujemy także zupełnie nową, drugą płytę w nowym składzie T.Love. Może to się uda na wiosnę? Nie chcę tylko, żeby ten materiał zmarnował się tak jak "Pocisk miłości", bo promocja tej płyty została położona.
- Mimo to płyta sprzedaje się chyba nieźle...
- Kaset poszło około czterdziestu tysięcy, nie licząc oczywiście pirackich. Kompakt też nieźle, trzy tysiące...
- Z kim chciałbyś zagrać w Polsce, bo o zagranicę nie pytam...
- Bez przesady z tym kultem Stonesów, myślę, że dziennikarze lubią takie porównania, bo to efektowne i łatwe...
Tak naprawdę to chciałbym zagrać z Markiem Jackowskim.
- Z samym Jackiem Mackowskim czy całym Maanamem?
- Maanam to dla mnie skończona doskonałość, więc nie znalazłoby się tam dla mnie miejsce...
- Wróćmy do Stonesów.
- Dla mnie nie istenie wyłącznie Richards, są przecież inni gitarzyści.
- Kogo masz na myśli?
- Słuchałem dużo punkowego grania. Podobają mi się gitary w Sham 69 i w Sex Pistols - taka prostota ma swój smak. Na pewno troszeczkę Hendrix, ale na kim on nie robi wrażenia? Lubię Slasha i gitarzystę Jane s Addication...
- Krótko mówiąc pociąga cię ostr gitarowe granie i nie odpowiadała ci gra gitarzysty z The Smiths...
- Nie lubię The Smiths i tym podobnej muzyki. Nie przepadam za tego typu nową falą. Rock skończył się na muzyce punkowej, która przyszła, rozwaliła wszystko i niczego nie zbudowała.
- Chcesz budować czy niszczyć?
- Niełatwo odopowiedzieć na to pytanie. Ja po prostu chcę, żeby ludzie lubili to, co robię.
Rozmawiał: Grzegorz Kalinowski